Arłamów v2

Dodano: 20.07.2012Kategoria od 30 do 49Komentarze 3

Przejechane kilometry: 49.00 • Czas jazdy: 03:20 h • Prędkość średnia: 14.70 km/h

Wczoraj miałem jechać na turniej piłki nożnej do Jedlicza, ale w wyniku różnych problemów nie udało nam się dotrzeć. Nie czekając długo od razu napisałem do Piotrka czy jedziemy do Arłamowa. Po dwóch latach udało nam się wreszcie ustawić. Umawiamy się na 13, ale wyruszamy koło 15. Dodatkowo jechał z nami Adrian.

Droga do Kalwarii Pacławskiej poszła bez problemu. Jedynym problemem był silny wiatr, który miotał nami na wszystkie strony. W międzyczasie mieliśmy postój w Młodowicach pod sklepem. Przed samym podjazdem na górę kolejny postój na uzupełnienie płynów i ruszamy. Każdy swoim tempem żeby wjechać. Nikt za nikim nie gonił. Ja wjechałem pierwszy (podjazd zajął mi ok. 8 minut). Poczekałem chwilę na górze i przyjechali Piotrek z Adrianem.

Następny postój pod sklepem na Kalwarii Pacławskiej chwila na odsapnięcie po wspinaczce, uzupełnienie zapasów i ruszamy dalej. Zjeżdżamy w kierunku połoninek. Niestety na horyzoncie pojawia nam się chmura biegnąca szybko od strony Arłamowa. Zaczyna lekko kropić więc wracamy na Kalwarię i chowamy się przed deszczem. Wiał silny wiatr więc chmury szybko przeszły. Jedziemy niebieskim szlakiem. Wspaniałe widoki. Robimy kilka fotek i w drogę. Następnie wstępujemy na stary cmentarz, tam też parę zdjęć.

W tym momencie zaczyna się najciekawsza część naszego wypadu: zaczyna padać deszcz. Początkowo chowamy się w lesie z nadzieją, że przestanie padać. Przestało, ale na 5 minut. Postanowiliśmy się nie zatrzymywać bo była już późna godzina, a do domu kawałek. Z każdą minutą zaczynało coraz mocniej lać. Cały czas jechaliśmy. Po pewnym czasie straciliśmy nadzieję, że przestanie padać więc mocniej nacisnęliśmy na pedały żeby jak najszybciej dotrzeć do jakiegoś miejsca gdzie możemy się schronić. Jedziemy i jedziemy…końca nie widać. Zaczynają się serpentyny (pamiętałem, że na mapie były one gdzieś koło Arłamowa – nie ma to jak pamięć wzrokowa;) )..jeden zakręt, drugi, trzeci strasznie się ciągnęło. Byliśmy cali mokrzy, drogą płynęła woda, pełno kamieni na drodze. Wreszcie dojeżdżamy do głównej drogi. Chwilę zastanawiamy się co robić: czy szukać schronienia w ośrodku w Arłamowie czy jedziemy do Makowej i tam szukamy sposobu na dotarcie do domu. Postawiliśmy na to drugie z prostej przyczyny: nie wiedzieliśmy czy w ośrodku będziemy mieli zasięg w telefonach żeby gdziekolwiek zadzwonić. Rozpoczyna się zjazd – 11 km. Ciągnie się niesamowicie. Zjeżdżamy powoli żeby się jeszcze nie połamać . Mijają nas różne auta od osobówek po dostawcze. Te większe próbujemy zatrzymywać, ale niestety nikt na to nie zwracał uwagi. Normalnie jak się jedzie to ta droga to chwila moment i już jesteśmy w Makowej, ale nie wczoraj. Dodatkowo w czasie jazdy zaczął mi dzwonić telefon. Przed wyjściem z domu ładowałem baterię, ale bałem się, że GPS cały czas rejestrujący trasę i mama próbująca się ze mną skontaktować wykończą go. Wszyscy przemarzliśmy, zaczynały nam drętwieć palce i nadgarstki. Nieopisana była nasza radość gdy zobaczyliśmy tabliczkę Makowa i pierwsze zabudowania. Szybko podjeżdżamy do sklepu, rzucamy rowery i do środka. Pytamy miłej Pani czy możemy chwilę przekoczować. Oczywiście się zgodziła. Szybko wyciągam telefon żeby zobaczyć czy jeszcze działa – działał. To wzywamy pomoc. Na początku chciałem dzwonić do ojca, który ma większe auto i bez problemu wziąłby nas do domu ze sprzętem. Ale po rozmowie z mamą dowiedziałem się, że jest jeszcze w pracy i nie ma szans żeby się wyrwał. Więc wyruszyła po nas moja mama. Teraz się pojawia problem: co zrobimy z rowerami? Na początku chcieliśmy zostawić w sklepie, Pani sprzedająca powiedziała nam, że nie ma najmniejszego problemu. Później okazuje się, że Piotrek ma babcię w Huwnikach i tam można zostawić rowery nie robiąc nikomu większego kłopotu. Mobilizujemy się i wsiadamy na nasze maszyny i szybko do Huwnik. Tam poczekaliśmy na moją mamę.

Ten wyjazd będziemy długo wspominać. Było trochę nerwów, adrenaliny. W takich warunkach jeszcze nigdy nie jechałem – mam nadzieję, że nie będzie się to często zdarzało bo to średnia zabawa. Po przyjeździe do Przemyśla zobaczyłem jak źle mogło się to skończyć: na Słowackiego jeden pas wyłączony z ruchu z powodu połamanych gałęzi, poprzewracane bilbordy. Siła wiatru, której nie czuliśmy była strasznie duża. Pomimo wielu przygód, niedogodności wyjazd uważam za udany.

Dzisiaj rano Piotrek z Adrianem przywieźli mi rower. Był w opłakanym stanie…cały brudny, na łańcuchu 0 smaru, 100% rdzy (?). Spędziłem 2 godziny na doprowadzaniu go do stanu używalności. Jeszcze zostało mi „wyszejkowanie” łańcucha i smarowanko.

Dzięki Panowie za tą przejażdżkę. Kiedyś musimy się jeszcze wybrać żeby dokończyć całą trasę ;)

Widok z Połoninek Kalwaryjskich © bryla33


Pod sklepem na Kalwari © bryla33


Klasztor © bryla33


Krajobraz ładny tylko morda szpetna © bryla33


Cmentarz w Paporotnie © bryla33


Nasze machiny zapakowane w auto © bryla33



Komentarze:


bryla33
| 20:25 poniedziałek, 23 lipca 2012 | linkuj

Wtedy nie było nam do śmiechu, ale dzisiaj mamy już niezły ubaw :D
Navi | 19:15 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj

Od razu przypomina mi sie moja czerwcowa wyprawa. Z ty, ze musiałem jechac w takim deszczu od Birczy :D Pzdr
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa winam
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]