Przejechane kilometry: 103.00 • Czas jazdy: 05:05 h
• Prędkość średnia: 20.26 km/h
Więcej informacji będzie za jakiś czas jak pojawi się relacja albo na stronie PTTK, albo u Piotrka na blogu.
To moja pierwsza setka. Nie było tak źle - przeżyłem :D Na rajdzie panowała świetna atmosfera. Polecam wszystkim wyjazdy z PTTK (sam będę w nich brał udział w miarę możliwości).
Przejechane kilometry: 28.00 • Czas jazdy: h
• Prędkość średnia: km/h
Wieczorem wybrałem się na sparing do Hurka pooglądać w jakiej formie jest Jawor tuż przed sezonem...nie jest źle ;) Jak już jestem przy piłce nożnej to od razu napiszę, że Polonia wygrała 2:0 z zespołem Stali Sanok :D
Wczoraj pisałem o problemach z Moje Trasy po aktualizacji. Dzisiaj się to potwierdziło. Całą trasę miałem w 17 kawałkach :/ Niby połączyłem to przez gpsies.com, ale pokazuje długość trasy jak wcześniej...
Przejechane kilometry: 41.00 • Czas jazdy: 02:02 h
• Prędkość średnia: 20.16 km/h
Niestety ostatnio nie mam za dużo czasu na jeżdżenie. Jest to tylko i wyłącznie wina złej organizacji czasu.
Wczoraj zakupiłem nowe oponki, ponieważ stare zakończyły już swój żywot i zaczynało się robić trochę niebezpiecznie na zjazdach i zakrętach. Po wielu godzinach spędzonych na forach zdecydowałem się na opony firmy Continental model Race King o szerokości 2.2. Wydaje mi się, że krosik wygląda nieco agresywniej z tym kompletem :D
Dopiero dzisiaj miałem okazję się na nich przejechać. Jak dla mnie spisują się świetnie. Dużo pewniej czuję się podczas szybkich zjazdów i zakrętów.
Dzisiejsza trasa niestety "klikana", ponieważ w czasie drogi rozładował mi się telefon. A szkoda, ponieważ było kilka okazji żeby strzelić ładne fotki.
Ostatnio pobrałem aktualizację do Moje trasy na Androida. Według mnie zmiany na -. Już zaczynam szukać nowej apki. Macie jakieś propozycje? Bo trochę tego jest, a nie za bardzo chce mi się bawić w testowanie. Ważne żeby pokazywała trasę, trochę statystyk (Vmax, przewyższenia, Vśr) i tyle :)
Przejechane kilometry: 49.00 • Czas jazdy: 03:20 h
• Prędkość średnia: 14.70 km/h
Wczoraj miałem jechać na turniej piłki nożnej do Jedlicza, ale w wyniku różnych problemów nie udało nam się dotrzeć. Nie czekając długo od razu napisałem do Piotrka czy jedziemy do Arłamowa. Po dwóch latach udało nam się wreszcie ustawić. Umawiamy się na 13, ale wyruszamy koło 15. Dodatkowo jechał z nami Adrian.
Droga do Kalwarii Pacławskiej poszła bez problemu. Jedynym problemem był silny wiatr, który miotał nami na wszystkie strony. W międzyczasie mieliśmy postój w Młodowicach pod sklepem. Przed samym podjazdem na górę kolejny postój na uzupełnienie płynów i ruszamy. Każdy swoim tempem żeby wjechać. Nikt za nikim nie gonił. Ja wjechałem pierwszy (podjazd zajął mi ok. 8 minut). Poczekałem chwilę na górze i przyjechali Piotrek z Adrianem.
Następny postój pod sklepem na Kalwarii Pacławskiej chwila na odsapnięcie po wspinaczce, uzupełnienie zapasów i ruszamy dalej. Zjeżdżamy w kierunku połoninek. Niestety na horyzoncie pojawia nam się chmura biegnąca szybko od strony Arłamowa. Zaczyna lekko kropić więc wracamy na Kalwarię i chowamy się przed deszczem. Wiał silny wiatr więc chmury szybko przeszły. Jedziemy niebieskim szlakiem. Wspaniałe widoki. Robimy kilka fotek i w drogę. Następnie wstępujemy na stary cmentarz, tam też parę zdjęć.
W tym momencie zaczyna się najciekawsza część naszego wypadu: zaczyna padać deszcz. Początkowo chowamy się w lesie z nadzieją, że przestanie padać. Przestało, ale na 5 minut. Postanowiliśmy się nie zatrzymywać bo była już późna godzina, a do domu kawałek. Z każdą minutą zaczynało coraz mocniej lać. Cały czas jechaliśmy. Po pewnym czasie straciliśmy nadzieję, że przestanie padać więc mocniej nacisnęliśmy na pedały żeby jak najszybciej dotrzeć do jakiegoś miejsca gdzie możemy się schronić. Jedziemy i jedziemy…końca nie widać. Zaczynają się serpentyny (pamiętałem, że na mapie były one gdzieś koło Arłamowa – nie ma to jak pamięć wzrokowa;) )..jeden zakręt, drugi, trzeci strasznie się ciągnęło. Byliśmy cali mokrzy, drogą płynęła woda, pełno kamieni na drodze. Wreszcie dojeżdżamy do głównej drogi. Chwilę zastanawiamy się co robić: czy szukać schronienia w ośrodku w Arłamowie czy jedziemy do Makowej i tam szukamy sposobu na dotarcie do domu. Postawiliśmy na to drugie z prostej przyczyny: nie wiedzieliśmy czy w ośrodku będziemy mieli zasięg w telefonach żeby gdziekolwiek zadzwonić. Rozpoczyna się zjazd – 11 km. Ciągnie się niesamowicie. Zjeżdżamy powoli żeby się jeszcze nie połamać . Mijają nas różne auta od osobówek po dostawcze. Te większe próbujemy zatrzymywać, ale niestety nikt na to nie zwracał uwagi. Normalnie jak się jedzie to ta droga to chwila moment i już jesteśmy w Makowej, ale nie wczoraj. Dodatkowo w czasie jazdy zaczął mi dzwonić telefon. Przed wyjściem z domu ładowałem baterię, ale bałem się, że GPS cały czas rejestrujący trasę i mama próbująca się ze mną skontaktować wykończą go. Wszyscy przemarzliśmy, zaczynały nam drętwieć palce i nadgarstki. Nieopisana była nasza radość gdy zobaczyliśmy tabliczkę Makowa i pierwsze zabudowania. Szybko podjeżdżamy do sklepu, rzucamy rowery i do środka. Pytamy miłej Pani czy możemy chwilę przekoczować. Oczywiście się zgodziła. Szybko wyciągam telefon żeby zobaczyć czy jeszcze działa – działał. To wzywamy pomoc. Na początku chciałem dzwonić do ojca, który ma większe auto i bez problemu wziąłby nas do domu ze sprzętem. Ale po rozmowie z mamą dowiedziałem się, że jest jeszcze w pracy i nie ma szans żeby się wyrwał. Więc wyruszyła po nas moja mama. Teraz się pojawia problem: co zrobimy z rowerami? Na początku chcieliśmy zostawić w sklepie, Pani sprzedająca powiedziała nam, że nie ma najmniejszego problemu. Później okazuje się, że Piotrek ma babcię w Huwnikach i tam można zostawić rowery nie robiąc nikomu większego kłopotu. Mobilizujemy się i wsiadamy na nasze maszyny i szybko do Huwnik. Tam poczekaliśmy na moją mamę.
Ten wyjazd będziemy długo wspominać. Było trochę nerwów, adrenaliny. W takich warunkach jeszcze nigdy nie jechałem – mam nadzieję, że nie będzie się to często zdarzało bo to średnia zabawa. Po przyjeździe do Przemyśla zobaczyłem jak źle mogło się to skończyć: na Słowackiego jeden pas wyłączony z ruchu z powodu połamanych gałęzi, poprzewracane bilbordy. Siła wiatru, której nie czuliśmy była strasznie duża. Pomimo wielu przygód, niedogodności wyjazd uważam za udany.
Dzisiaj rano Piotrek z Adrianem przywieźli mi rower. Był w opłakanym stanie…cały brudny, na łańcuchu 0 smaru, 100% rdzy (?). Spędziłem 2 godziny na doprowadzaniu go do stanu używalności. Jeszcze zostało mi „wyszejkowanie” łańcucha i smarowanko.
Dzięki Panowie za tą przejażdżkę. Kiedyś musimy się jeszcze wybrać żeby dokończyć całą trasę ;)
Przejechane kilometry: 22.00 • Czas jazdy: h
• Prędkość średnia: km/h
Dzisiaj krótko, ponieważ w domu czekały dwa komputery, z którymi walczę już drugi dzień. Na szczęście nie wywiesiłem białej flagi i prace zbliżają się ku końcowi.
Trasa ogólnie bez szału...oklepana na maxa. Podczas podjazdu na Optyń od strony Hermanowic zauważyłem sarny: matka z dzieckiem :)
Niestety bardzo słaba jakość bo nic nie widziałem na wyświetlaczu i robiłem zdjęcia "na oślep".
Wyjeżdżając z domu włączyłem rejestrowanie trasy i wydawało mi się, że GPS. A, że trochę się spieszyłem więc wszystko było robione na szybko...po powrocie chcę sprawdzić ile dzisiaj km wymęczyłem, ale okazało się, że program nie zarejestrował ani centymetra trasy. Sprawdzam czy wszystko było dobrze włączone i okazało się, że zamiast GPS włączyłem synchronizację :/
Przejechane kilometry: 46.00 • Czas jazdy: 01:45 h
• Prędkość średnia: 26.29 km/h
Jako, że wczoraj dosyć dobrze popadało i dodatkowo spędziłem godziny nad czyszczeniem roweru średnio mi się uśmiechało jechać w teren i taplać się w błocie.
W wyniku mojego pośpiechu/zakręcenia/zaspania zapomniałem wziąć ze sobą licznik. Nie wracałem po niego bo stwierdziłem, że dane z GPS wystarczą, a licznik ostatnio świrował (np. prędkość 52 km/h podczas podjazdu na Zielonkę) więc nie jest potrzebny. W konsekwencji okazało się to bardzo dobrą decyzją. Całkiem inaczej mi jeździ się bez tego ustrojstwa - większa frajda z jazdy. Nie patrzę co 5 sekund na prędkość, nie staram się jej utrzymywać przez co lepiej rozkładam energię na całej trasie. Wnioski: żeby jeździć z licznikiem trzeba umieć z niego odpowiednio korzystać :D
Ogólny zamysł był taki żeby przejechać przez Nowosiółki. Na początku standardowo do Sierakośc jednak postanawiam przejechać się przez Sólcę (nigdy wcześniej tam nie byłem) później w stronę Huwnik. W drodze skręt w lewo na kładkę przez Wiar.
W drodze powrotnej spotykam kolarza... oczywiście pozdrawiamy się. Mijając się kątem oka dostrzegłem biało-czerwone malowania ramy. Od razu przyszła mi myśl, że skądś znam tą ramę...po kilku sekundach kolejna myśl: "czy to nie był Phoros?". Jako, że nie mam umiejętności rozpoznawania twarzy spod kasku i okularów a moja spostrzegawczość i refleks pozostawiają wiele do życzenia to muszę jeszcze trochę pożyć w niepewności :D
Powrót trasą Fredropol - Grochowce - Pikulice.
Nie wiem czy dzisiejsza średnia jest wynikiem braku licznika czy kilkudniową przerwą, ale jestem z niej strasznie zadowolony :)
Przejechane kilometry: 51.00 • Czas jazdy: 02:36 h
• Prędkość średnia: 19.62 km/h
Na początku planowałem dotrzeć do Leszczyn przejeżdżając przez Kalwarię, ale plany się zmieniły. Najpierw wjazd na Zielonkę, dojazd w okolice Rokszyc i przed samymi Brylińcami w lewo na Gruszową. Szybki zjazd do Huwnik i wspinaczka na Kalwarię Pacławską szutrową drogą. W czasie jazd spotykam kolegę z klasy, chwilę gadamy i jazda dalej. Odradził mi jazdę w kierunku Leszczyn jeżeli nie znam drogi bo mogę nie zdążyć wrócić. Po dojeździe na górę stwierdziłem, że i tak chyba nie dam rady tam jechać więc zjazd asfaltem do Huwnik. Następnie na Sierakośce, Młodowice, Kupiatycze, Hermanowice i do domu.
Ślad z gps pojawi się jak uporam się z problemem blokowania uploadowania. Nie wchodzą ani zdjęcia ani .gpx
Przejechane kilometry: 10.00 • Czas jazdy: h
• Prędkość średnia: km/h
Mieliśmy dzisiaj objechać trasę maratonu, ale przestraszył nas nadchodzący deszcz. Ja korzystając z wolnej chwili przejechałem dwie rundki na Optyń- laskiem w dół - Pikulice - Optyń. Jedną solo, drugą z towarzystwem.
Może później uda się wrzucić zdjęcia bo teraz mi świruje telefon po formacie kompa ;)
Ostatnio przypomniał mi się ciekawy single track, który ujeżdżałem kilka lat temu. Mianowicie przed samą wsią Optyń wjeżdża się do lasku, który prowadzi nas do Pikulic. Udało mi się z pomocą znaleźć wjazd. Szkoda, że był to już prawie wieczór więc nic nie było widać, ale frajda i tak niezła :)
Nazywam się Mateusz. Jestem z miasta Przemyśl.
Z bikestats.pl przejechałem już 3623.91 kilometrów w tym 1038.76 w terenie.
Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i to mi wystarcza .