Miły akcent na zakończenie wakcji

Dodano: 31.08.2012Kategoria od 0 do 29Komentarze 3

Przejechane kilometry: 24.00 • Czas jazdy: h • Prędkość średnia: km/h

Wakacje się kończą więc trzeba te ostatnie godziny jak najlepiej wykorzystać.

Punktualnie o 9.00 spotykamy się w składzie: Ania, Piotrek i ja. Cel - trasa maratonu. Początek idzie bardzo sprawnie. Dojeżdżamy do Prałkowiec, później w lewo i zaczyna się pierwszy podjazd. Trochę asfaltu, trochę kamieni, ale idzie gładko. Później szybki przejazd trawiastym singlem i zaczynamy zjazd przez 100 zakrętów. Obeszło się bez większych atrakcji. Przejeżdżamy asfalt i zaczyna się kolejny podjazd.

Pierwsze 10m lajtowo i nagle trach! i zaczynam pedałować w miejscu. Oglądam się...a tu urwany łańcuch. Pierwsza myśl: pewnie spinka się rozpięła podczas zmieniania biegów (duży przekos). Schodzę z roweru i okazuje się, że łańcuch strzelił 3 ogniwa od spinki. Superr! O czymś takim to nawet nie marzyłem. Na szczęście nie trzeba było niczego szukać w piachu. Pokrzywione blaszki próbowaliśmy wyprostować kamieniami, ale nie udało się. Dopiero uratował nas młotek od jednego z mieszkańców okolicy. Cali brudni ze smaru ruszamy dalej. Pamiętaj! jeśli chcesz naprawić zerwany łańcuch to potrzebne Ci jest:
- Piotrek
- kamień
- gość, który Ci pożyczy młotek
- sam młotek
lub
- skuwacz do łańcucha
- zapasowy kawałek łańcucha

Pod górę bez większego szarpania, żeby znowu nie zerwać. Wyjeżdżamy na szczyt, ale zamiast skręcać w lewo na singla jedziemy prosto do Dybawki. Tam zaczyna się kolejny podjazd. Tutaj też spokojnie w obawie o łańcuch. Byliśmy już na samej górze gdy znowu zaczynam pedałować w miejscu. No ku*wa! Patrzę do tyłu...a tam przerzutka na górze tylnego trójkąta. Schodzę, patrzę...urwany hak. No bez jaj...nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Teraz to już młotek nie pomoże. Decydujemy, że ja wracam do domu, a Piotrek z Anią jadą dalej.

Przeszedłem całą Dybawkę Górną. Szybki rzut okiem na rozkład PKS, ale nic nie ma. Trudno trzeba iść na nogach. Doszedłem kawałek za Dybawkę i udało mi się zatrzymać Pana, który jechał autem dostawczym. Zapakowaliśmy rower i w drogę. Podrzucił mnie pod sam most Orląt. Chodzą/jeżdżą jeszcze po tym świecie dobrzy ludzie :) Później spokojnie już toczyłem się z rowerem do domu. Łącznie powrót zajął mi ok. 1:30 także w miarę sprawnie.

Po powrocie szybko się ogarnąłem i musiałem jechać załatwić parę spraw. Przy okazji kupiłem nowy hak do przerzutki (już zamontowany). Teraz pozostaje mi jeszcze tylko wyczyścić rower i wyregulować ten automat. Mam tylko nadzieję, że nie uszkodziłem wózka.

Kolejny dłuższy wyjazd pewnie zostanie odłożony w czasie z powodu niepewnego łańcucha :D

Szkoda, że tak zakończył się ten wyjazd ponieważ był ustawiany już od dłuższego czasu...

Oczywiście tytuł wpisu to ironia :D

Komentarze:


A. | 19:51 piątek, 31 sierpnia 2012 | linkuj

A miało być tak fajnie... :c A tu taki pech... łańcuch, hak...
bryla33
| 15:31 piątek, 31 sierpnia 2012 | linkuj

Szkoda było marnować czas na dopingowanie w czasie "spaceru" bo i tak się nie dało nic z tym zrobić...

W sumie można chodzić tylko szkoda, że te buty Shimano takie niewygodne :D
Navi
| 15:02 piątek, 31 sierpnia 2012 | linkuj

Miałem wyrzuty sumienia, że Cię tak zostawiłem, bo jednak wspólna jazda to wspólna jazda. Dobrze, że udało Ci się dotrzeć do domu. Do następnego razu, pozdrawiam :D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa pobie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]